Radio w Białachowie |
![]() |
![]() |
piątek, 10 listopad 2006 | |
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie transmisja mszy świętej z Nigerii, jaką odprawił Ojciec św. Jan Paweł II.
Pomyślałem sobie, jak bardzo posunęła się do przodu technika, skoro możemy oglądać na żywo obrazy z innych zakątków świata, l wtedy cofnąłem się myślami o ponad pół wieku do naszej chałupy pod strzechą w Białachowie. Radio pod strzechą (tytuł prasowy) Woda była w studni, za oświetlenie służyła lampa naftowa, a wiadomości ze świata docierały do nas za pośrednictwem gazety „Chłopska Droga" i „Przyjaciółka", które przynosił nam brifkarz (listonosz). Było też uziemienie. Zanim te przewody poprowadził do radia, najpierw przykręcone zostały do zacisków skobelka, zamocowanego na okiennej ramie. Była tam mała dźwigienka, która w górnym położeniu łączyła radio z anteną, a w dolnym antenę z ziemią. To na wypadek burzy, by piorun po ewentualnym uderzeniu w antenę odpłynął do ziemi. Pamiętam, że spiker radiowy Tadeusz Bocheński na zakończenie programu o 23 mówił: „Proszę nie zapomnieć o uziemieniu anteny". Kiedy już wszystkie czynności zostały wykonane, Jerzy założył słuchawaki na uszy, przekręcił potencjometr i specjalną igiełką w szklanej tulejce „kłując" krystałek szukał stacji radiowej. Jego uśmiechnięta mina oznajmiła, że radio gra. Było wtedy dużo radości w domu. Wówczas pierwszy raz usłyszałem w słuchawkach jakąś muzykę i nie mogłem zrozumieć, jak ta cała orkiestra zmieściła się w tym małym, czarnym pudełku. Po jakimś czasie Jerzy kupił radio na baterie. Była to już duża, ładna skrzynka ze skalą, głośnikiem i nazywała się Volsamfenger. Wtedy już cała rodzina mogła słuchać audycji radiowych bez wykłócania się o słuchawaki. Chętnie wróciłabym do tamtych lat, gdzie żyliśmy własnym światem, zamkniętym horyzontem Białachowa, do którego docierało niewiele wiadomości ze świata, mieliśmy więcej czasu dla siebie i otaczającej nas przyrody, a zegar jakby wolniej odmierzał upływający czas. Edmund ZIELIŃSKI |
wstecz | dalej » |
---|