FELIETON. Każdy ma SWÓJ biznes. |
![]() |
![]() |
wtorek, 22 lipiec 2008 | |
Felieton
A. Malinowska Każdy ma SWÓJ biznes. W Starogardzie też biznes się rozkręca. Na razie w mowie i w piśmie. Od czasu, jak dyrektorem zacnego klubu (Starogardzkiego Klubu Biznesu) został specjalista od propagandy, to nie ma tygodnia, aby nie prezentował dowodów swojej aktywności. A to zdjęcie, na którym widać płomień w oczach i zapał w postawie, a to wyliczanki, jak powinno wyglądać miasto ZREwitalizowane, ZREformowane, ZREperowane. Wcześniej spotkania z drogowcami, narady w Smętowie, wywiady. Goście, dyskusje, spotkania i samozadowolenie, bo się znów coś znaczy, bo nauka „z tamtych lat” nie poszła w las. Słowa, słowa. Dziś nie słowa, nie krytyka na każdym kroku, ale lobbing może się przyczynić do poprawy stanu rzeczy. A może się mylę? Po doświadczeniach lobbysty Dohnala bezpieczniej jest gadać, pokrzykiwać, a przy okazji robić sobie i kolegom darmową reklamę. Bezpieczniej być „lokalnym Palikotem", niż negocjatorem, inicjatorem albo tym, który jednoczy ludzi wokół sensownego projektu. A może o tym myślał lokalny strateg lewicy, gdy ogłaszał wzmocnienie tego ugrupowania w mieście i powiecie? Ukryte asy w rękawie, sprawdzeni dawni działacze od wszystkiego. Najbardziej obawiam się tych, co to znają się na wszystkim i potrafią zabrać głos na każdy temat. Jeden taki bywał to wojewodą, to bankowcem, to obecnie dyrektorem w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, w słowach - nie do pobicia. Kochał konferencje prasowe i ogłaszał swoje sukcesy, gdy tylko trafiła się byle okazja. Największym sukcesem miała być strefa w Starogardzie. Jaka strefa? Gdzie ta strefa? Dzikie pola! Przedsięwzięcie tak udane, jak ta sławetna szarża kawaleryjska. Za tę szarżę to ktoś z urzędników „beknął", za strefę, a chyba tylko za gadanie o niej, zaproponowano byłemu przewodniczącemu Rady Miasta posadę, gdzie pewnie dopracuje emerytury. Grunt to dobrze się urządzić i o własne sprawy zadbać. Gdyby był mocny, nie tylko w języku, to już w Starogardzie nie byłoby „dzikich pól" i biznes by się rozkręcał. Nie chcę, by i mnie zakwalifikowano do tej grupy, co to tylko marudzi, stęka, wszystko neguje i na wszystkim się zna, więc za chwilę zakończę pisanie i będę robiła na drutach lub lepiła pierogi. Biznesu z tego nie będzie, tak samo jak z mojego pisania. Uradują mnie uśmiechy dzieci nad talerzami pierogów z truskawkami i zachęta ze strony bliskich, by nie przechodzić obojętnie obok spraw ważnych nie tylko dla mnie.
|
wstecz | dalej » |
---|